Leciała mucha z Łodzi do Zgierza, Po drodze patrzy: strażacka wieża, Na wieży strażak zasnął i chrapie, W dole pod wieżą gapią się gapie. Mucha strażaka ugryzła srodze, Podskoczył strażak na jednej nodze, Spogląda – gapie w dole zebrali się, Wkoło rozejrzał się – o, rety! Pali się! (…) Tak pracowali dzielni strażacy, Że ich zalewał pot podczas pracy; Jeden z drabiny przy tym się zwalił, Drugi czuprynę sobie osmalił, Trzeci na dachu tkwiąc niewygodnie, Zawisł na gwoździu i rozdarł spodnie, A ci przy pompie w żałosnym stanie Wzdychali: „Pomóż, święty Florianie!” (…) Mucha wracała właśnie do Łodzi; Strażak na wieży kichnął. Nie szkodzi. Inni strażacy po ciężkiej pracy Myją się, czyszczą – jak to strażacy. Koń w stajni grzebie nową podkową, A beczka błyszczy obręczą nową. Mucha spojrzała i odleciała – Tak się skończyła historia cała. | ![]() |